Lubię panią pisze do mnie dwudziestoletni poeta.
Początkujący cieśla słów.
Jego list pachnie tarcicą.
Jego muza drzemie jeszcze w różanym drewnie.
W literackim tartaku ambitny hałas.
Czeladnicy okładają łatwowierny język fornirem.
Przycinają nieśmiałe sklejki zdań.
Wystrugane heblem haiku.
Problemy zaczynają się
z wbitą w pamięć drzazgą.
Trudno ją wyjąć
jeszcze trudniej opisać.
Lecą wióry. Ogryzki aniołów.
Pył do samego nieba.